Zapomniany język dźwięków: jak Foley ożywił kino niemie
Współczesny widz, przyzwyczajony do bogactwa ścieżek dźwiękowych, rzadko zastanawia się nad paradoksem wczesnego kina. Pierwsze projekcje braci Lumière w 1895 roku były wydarzeniem niemal mistycznym – poruszone obrazy wywoływały panikę, śmiech i łzy, choć towarzyszyła im jedynie… cisza. Dopiero później pojawili się taperzy, na żywo grający na fortepianie, by wypełnić tę pustkę. Ale gdzie w tym wszystkim miejsce na subtelne odgłosy codzienności: skrzypienie podłogi, szelest jedwabiu, brzęk szklanki?
Dziś, gdy techniki Foley – nazwane na cześć pioniera Jacka Foleya – pozwalają tworzyć niezwykle precyzyjne ścieżki dźwiękowe, otwiera się fascynująca możliwość: rekonstrukcji pejzażu dźwiękowego, który nigdy nie istniał w filmach niemych. To nie jest zwykłe dodawanie efektów – to archeologia wyobraźni, próba odtworzenia świata, który twórcy tamtych czasów mogli mieć w głowach, ale nie mieli środków, by go zarejestrować.
Archeologia ucha: co właściwie wiemy o dźwiękach epoki?
Próba rekonstrukcji dźwiękowej dla filmu z lat 20. przypomina trochę pracę restauratora średniowiecznych fresków – najpierw trzeba zrozumieć kontekst. Jak brzmiały tramwaje w Berlinie w 1927 roku? Jakie buty nosili mieszkańcy Paryża i jak stukały one o bruk? Historyk dźwięku Emily Thompson zwraca uwagę, że miejski pejzaż akustyczny przed erą elektryczności był zupełnie inny – więcej drewna, mniej betonu, żadnego ciągłego szumu klimatyzacji czy komputerów.
W przypadku Metropolis Fritza Langa badacze odnaleźli w archiwach oryginalne scenopisy z notatkami reżysera o… wyimaginowanych dźwiękach maszyn. Chciałem, by te wielkie tryby zgrzytały jak rozgniewane bóstwa – zapisał w 1926 roku. Dziś artyści Foley mogliby spełnić to życzenie, używając kombinacji starych silników parowych i metalowych puszek. Ale pojawia się pytanie: czy nadajemy filmom nowe znaczenia, czy jedynie wydobywamy ich ukrytą warstwę?
Warsztat dźwiękowego rzemieślnika: techniki Foley dla czarno-białego świata
Praca nad dźwiękiem do niemego filmu to balansowanie między wiernością a wyobraźnią. Foley Artist Barbara Flückiger opisuje swoją metodę: Gdy pracowałam nad 'Nosferatu’, spędziłam tydzień w starym zamku w Transylwanii, nagrywając skrzypiące drzwi i podłogi. Ale gdy Murnau kręcił film, te dźwięki mogły brzmieć inaczej – drewno 'pracuje’ z wiekiem.
Ciekawym wyzwaniem są sceny zbiorowe. W Pancerniku Potiomkinie Eisensteina tłumy milczą, ale ich oddechy, szelesty ubrań, przypadkowe stąpnięcia – wszystko to mogło tworzyć akustyczną aurę. Współcześni twórcy wykorzystują czasem… ziarna grochu przesypywane między dłońmi, by odtworzyć szmer wielu drobnych kroków. To właśnie magia Foley – proste przedmioty stają się narzędziami iluzji.
W przypadku komedii slapstickowych, jak filmy z Chaplinem czy Keatonem, dźwięk musi być bardziej karykaturalny. Odgłos uderzenia drewnianą deską w głowę (w rzeczywistości nagrywany uderzeniem kapusty w poduszkę) brzmi zabawniej niż naturalny. Jak zauważa reżyser dźwięku Martin Müller: W niemych filmach gagi wizualne były wyolbrzymione – ich dźwiękowa warstwa powinna być równie wyraźna.
Etyka dźwiękowej rekonstrukcji: czy mamy prawo?
Nie brakuje głosów krytyki wobec prób dopowiadania dźwięków w klasykach kina. Historyk filmu Piotr Fijałkowski zwraca uwagę: Cisza w filmach niemych nie była brakiem – była świadomym wyborem artystycznym. Czy dodając dźwięki, nie niszczymy tego, co stanowiło rewolucyjność tamtych dzieł?. Zwolennicy rekonstrukcji ripostują, że w epoce kina niemego nie istniała technologia, by wyrazić pełną wizję twórców – dopiero teraz możemy to zrobić.
Spór przypomina debatę o kolorowaniu starych fotografii. W przypadku Kabinetu doktora Caligari z 1920 roku, część eksperymentów z dźwiękiem przybrała formę instalacji artystycznych, gdzie widzowie mogli wybierać między oryginalną ciszą a różnymi wersjami ścieżki Foley. To może być najbardziej eleganckie rozwiązanie – dawanie wyboru zamiast narzucania jednej wersji.
Przyszłość przeszłości: nowe technologie w służbie starego kina
Rozwój AI w generowaniu dźwięków otwiera nowe możliwości – i nowe pytania. Algorytmy mogą analizować ruch na ekranie i automatycznie generować pasujące efekty, ale czy maszyna zrozumie poetykę niemego filmu? Projekty takie jak The Sound of Silent Films w ETH Zurich łączą uczenie maszynowe z wiedzą historyków, tworząc hybrydowe podejście.
Najbardziej obiecujące wydają się jednak projekty interaktywne. Włoski instytut Cineteca di Bologna opracował system, gdzie widzowie przez słuchawki mogą sami regulować poziom różnych kategorii dźwięków (np. dialogów, efektów otoczenia, muzyki). Paradoksalnie, to może być najbliższe doświadczeniu widza z lat 20., który w kinie słyszał różne interpretacje taperów.
Może prawda leży pośrodku. Jak zauważyła krytyczka Katarzyna Wajda: Najlepsze rekonstrukcje dźwiękowe nie próbują udawać, że zawsze tam były – raczej stają się rodzajem współczesnego komentarza, akustycznym listem do przeszłości. Dźwięki Foley w filmach niemych to nie restauracja, a raczej ciekawe nawiązanie dialogu między epokami – pod warunkiem, że prowadzimy ten dialog z szacunkiem i wyobraźnią.